przypomina o uczynkach miłosierdzia co do duszy i co do ciała, aby „obudzić nasze sumie-nia często senne w obliczu dramatu ubóstwa, a także aby wchodzić coraz bardziej w istotę Ewangelii, gdzie ubodzy są uprzywilejowany-mi przez Boże Miłosierdzie”. W Wielkim Poście 2016 roku przewidziano wysłanie „misjonarzy miłosierdzia”.
Brama Miłosierdzia w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach została wkomponowana w główne wejście do bazyliki. W centralnym miejscu jest umieszczone logo Roku Miłosierdzia, ukazujące Chrystusa dźwigającego na swoich ramionach Adama, a w nim każdego człowieka.
Brama Ostrobramska w Wilnie. Najbardziej znanym symbolem wileńskim bez wątpienia jest Ostra Brama. Najstarsza wzmianka w źródłach historycznych pochodzi z 1514 roku. Aktualnie w Ostrej Bramie znajduje się miejsce kultu — święte sanktuarium Maryjne. Warto wiedzieć, że przed wiekami była to zaledwie jedna z kilkunastu bram miasta
W kościele pw. Najświętszej Rodziny na Krupówkach otwarta została Brama Miłosierdzia. Jej otwarcia dokonał ks. inf. Jan Maciej Dyduch, który przewodniczył również Mszy św. odprawionej z tej okazji 13 grudnia 2015 r.
Podobnie jak na rzymskim placu Hiszpańskim przed figurą Niepokalanej na placu przed jasnogórskim szczytem miał miejsce hołd z kwiatów. Potem została otwarta
Adres IP składa się z numeru routingu (prefiksu) i identyfikatora hosta (pole odpoczynku). Pole rest odnosi się do identyfikatora, który jest unikalny dla konkretnego hosta lub interfejsu sieciowego. Bezklasowy routing międzydomenowy (CIDR) jest powszechnym sposobem wyrażania prefiksu routingu. Działa to zarówno dla IPv4, jak i IPv6.
734r0f. Szczególne miejsce w wierze i pobożności Kościoła zajmuje Maryja, która jak nikt inny na ziemi doświadczyła radykalnie i wstrząsająco miłosierdzia. Ona prowadzi nas do Syna i zawierza Jego miłosierdziu. W czasie liturgicznej inauguracji Roku Miłosierdzia przez papieża Franciszka, 8 grudnia br., po prawej stronie przy ołtarzu na Placu św. Piotra ustawiono greckokatolicką ikonę „Brama Miłosierdzia”, pochodzącą z Polski. Ikona „Brama Miłosierdzia” z Jarosławia przedstawia Matkę Bożą trzymającą Jezusa. Widnieje nad nią napis: „Drzwi miłosierdzia otwórz nam”. Ikona powstała najprawdopodobniej ok. 1640 r. i niemal od razu zasłynęła łaskami, o czym świadczyły liczne wota. Następnie została przeniesiona do nowej cerkwi Przemienienia Pańskiego w Jarosławiu. Maryja, która otwiera nam drzwi miłosierdzia, to „Matka Miłosierdzia”, ale przede wszystkim Matka Jezusa Chrystusa. Jej zgoda na przyjęcie Syna Bożego otworzyła światu drogę do uzyskania Bożego miłosierdzia. Wszystko w życiu Maryi zostało uformowane przez obecność miłosierdzia, które stało się ciałem. Sama „weszła do sanktuarium miłosierdzia Bożego, ponieważ wewnętrznie uczestniczyła w tajemnicy Jego miłości” (MV 24). Maryja, jako nasza Matka, jest hojną szafarką swych darów. Świadczy nam nieustannie swoje miłosierdzie i „potwierdza, że miłosierdzie Syna Bożego nie zna granic i dociera do wszystkich, nie wykluczając nikogo” (tamże). Maryja nie zatrzymuje naszego spojrzenia na sobie, tylko zwraca nas ku Synowi, przed którym sama się pochyla. Nasza Matka pragnie, by w centrum uwagi było Boże Miłosierdzie, najpełniej objawione w Jezusie, które trwa „z pokolenia na pokolenie” (Łk 1,50). Ona jak nikt inny „zna tajemnicę Bożego miłosierdzia. Wie, ile ono kosztowało i wie, jak wielkie ono jest. W tym znaczeniu nazywamy Ją również Matką miłosierdzia – Matką Bożą miłosierdzia lub Matką Bożego miłosierdzia” (DiM 9). Św. Jan Paweł II przypomina, że Jezus powierza Matce Miłosierdzia swój Kościół i całą ludzkość. Kiedy pod Krzyżem „przyjmuje Ona Jana za syna i gdy wraz z Chrystusem prosi Ojca o przebaczenie dla tych, którzy nie wiedzą, co czynią (por. Łk 23, 34), w postawie doskonałej uległości wobec Ducha Świętego doświadcza bogactwa i powszechności Bożej miłości, która rozszerza Jej serce i pozwala ogarnąć nim cały rodzaj ludzki. Maryja staje się w ten sposób Matką nas wszystkich i każdego z nas, Matką, która wyprasza nam Boże Miłosierdzie (VS 120). Wiemy, że „dzisiaj światu potrzeba dobroci, /by niepokój zwyciężyć i zło. /Trzeba ciepła, co życie ozłoci, /trzeba Boga, więc ludziom nieśmy Go, tak jak Ona”. Z nieustającą pomocą Matki Miłosierdzia znajdziemy moc w obliczu złego. Słabości przestaną męczyć i nauczą zawierzenia Bożemu miłosierdziu – jak Maryja i przez Jej wstawiennictwo. Dlatego, „słodycz Jej spojrzenia niech nam towarzyszy w tym Roku Świętym, abyśmy wszyscy potrafili odkryć radość z czułości Boga” (MV 24). „Witaj, Królowo, Matko miłosierdzia, życie, słodyczy i nadziejo nasza, witaj! Do Ciebie wołamy wygnańcy, synowie Ewy; […] Przeto, Orędowniczko nasza, one miłosierne oczy Twoje na nas zwróć, a Jezusa, błogosławiony owoc żywota Twojego, po tym wygnaniu nam okaż. O łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo!”.
Bazylika na Lateranie dedykowana jest Najświętszemu Zbawicielowi. To jej pierwotny tytuł. Drzwi Święte tej świątyni przypominają, że sam Jezus jest bramą. Przez tę Bramę Bóg daje się nam, a my mamy dostęp do Ojca. Kojarzymy bazylikę na Lateranie raczej ze św. Janem. I słusznie, bo obaj święci Janowie (Chrzciciel i Ewangelista) jej patronują, ale pierwszym patronem katedry Rzymu pozostaje Najświętszy Zbawiciel. Pod takim wezwaniem ta świątynia została poświęcona przez papieża Sylwestra po prawie trzech wiekach rzymskich prześladowań. Dlatego przekraczając Święte Drzwi tej bazyliki, nie sposób nie myśleć o Jezusie Chrystusie, który sam o sobie powiedział, że jest bramą owiec. Bramy Jeruzalem, brama chrztu W Starym Testamencie brama łączy się ściśle z miastem, głównie z Jerozolimą. Miasto dzięki bramom może chronić się przed atakami nieprzyjaciela, a wprowadzać do wnętrza przyjaciół. Brama zapewnia bezpieczeństwo mieszkańcom, pozwala się im formować w społeczność. Autorzy biblijni czasem wręcz utożsamiają bramę z samym miastem. Zdobyć bramę oznacza zdobyć miasto. Posiadać klucze do bram miasta, znaczy mieć władzę nad miastem. Pielgrzym, który przekracza bramę Jerozolimy, odczuwa od razu atmo- sferę jedności i pokoju. Gdy pierwsza świątynia jerozolimska została zburzona przez Babilończyków, Izraelici prosili Boga, aby otworzył bramy nieba, sam zstąpił na ziemię i poprowadził swój lud. Adwentowe pieśni nawiązują do tych biblijnych wątków, w których słychać wołanie, by Bóg zszedł na ziemię jak deszcz czy jak rosa. „Podnieście w górę bramy, szczyty wasze, rozstąpcie się odwieczne drzwi. Niech wejdzie chwały Król, chwały Król” – śpiewamy w pieśni mszalnej na Roraty. To wołanie o miłosierdzie Boga, czyli o Jego zejście z wysokości nieba na poziom naszej ludzkiej biedy. Jezus Chrystus jest odpowiedzią na to wołanie. On zstępuje do nas jako brama do nieba, która była dotąd zamknięta z powodu grzechu. Przywołajmy scenę chrztu Jezusa w Jordanie. Można w niej dostrzec, jak zaskakujące jest Boże miłosierdzie. Jezus nie potrzebował ani pokuty, ani chrztu nawrócenia. Jan obdarzony prorockim zmysłem wiedział o tym. Dlatego reaguje pełnym sprzeciwu pytaniem: „To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?”. To jest właśnie rewolucyjna siła miłosierdzia. Bóg przychodzi w ludzkiej postaci i ustawia się w kolejce grzeszników. Zanurza się w wodzie pokuty razem z nimi. Wchodzi w ich pragnienie oczyszczenia, nawrócenia. Jordan można uznać za symbol – to rzeka ludzkich brudów, krwi, grzechów, śmierci. W niej zanurzają się stopy Zbawiciela. A nad Nim w tym samym momencie otwiera się niebo i słychać głos Ojca: „Tyś mój Syn”. Tak działa Bóg. Zanurza się w nasz grzech po to, by wziąć na siebie wszystkie jego gorzkie konsekwencje (także śmierć), czyni nas swoimi synami i córkami, daje nam niebo. Tuż przy bazylice na Lateranie stoi starożytne baptysterium – miejsce udzielania chrztu. To między innymi dlatego ta świątynia ma za patrona także Jana Chrzciciela. Przejście Bramy Miłosierdzia w tej bazylice jest okazją, by przypomnieć sobie własny chrzest. To był moment, w którym Boże miłosierdzie po raz pierwszy mnie dotknęło. Zostałem obmyty z grzechu, wezwany po imieniu do świętości, otwarło się nade mną niebo. Zostałem włączony we wspólnotę Kościoła. Stałem się ukochanym dzieckiem Ojca w niebie. Ja jestem Bramą Owiec „Jezus Chrystus jest obliczem miłosierdzia Ojca” – to pierwsze zdanie papieskiej bulli na Rok Miłosierdzia. „Jezus z Nazaretu swoimi słowami, gestami i całą swoją osobą objawia miłosierdzie Boga” – podkreśla Franciszek. I dodaje: „Potrzebujemy nieustannie kontemplować tę tajemnicę miłosierdzia”. Odkryć na nowo Chrystusa jako najdoskonalszą odsłonę miłosierdzia Boga. To jeden z celów tego czasu łaski. Brama Miłosierdzia w rzymskiej bazylice Zbawiciela przywołuje na pamięć słowa Jezusa, który sam siebie nazywa bramą. To określenie pojawia się w Ewangelii św. Jana w kontekście rozważań o Dobrym Pasterzu. „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale wdziera się inną drogą, ten jest złodziejem i rozbójnikiem. Kto jednak wchodzi przez bramę, jest pasterzem owiec” (J 10,1-2). Tak mówi Pan, a ponieważ „nie pojęli znaczenia tego, co im mówił”, pogłębia ten wątek. „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ja jestem bramą owiec. Wszyscy, którzy przyszli przede Mną, są złodziejami i rozbójnikami, a nie posłuchały ich owce. Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony – wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę. Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości” (J 10,7-10). Jezus jest bramą dla owiec. Prowadzi je do owczarni, czyli do wspólnoty Kościoła, do wspólnoty w niebie, do Boga. Dzięki Niemu znajdujemy paszę, czyli duchowe dobra. On daje owcom życie. Obraz bramy podkreśla rolę Jezusa jako pośrednika między niebem a ziemią. Przez Niego mamy dostęp do Boga, do zbawienia. Bo On jest człowiekiem i Bogiem w jednej Osobie. Przymierze człowieka z Bogiem zerwane przez grzech zostaje w Nim odnowione. Zauważmy, że obraz dobrego pasterza i bramy jest skontrastowany z mrocznymi postaciami, których Pan nazywa ostro „złodziejami i rozbójnikami”. To ci, którzy szukają wejścia do dóbr owczarni poza drzwiami. Zło jest aktywne. Miłosierdzie Boże daje nam w Chrystusie schronienie przed złem. Jego owczarnia jest nie tylko miejscem leczenia owiec zranionych i pogubionych, ale także obroną przed tymi, którzy chcą „kraść, zabijać i niszczyć”.
Odpowiedzi Psychologiczny123 odpowiedział(a) o 07:21 Brama Miłosierdzia to taka brama, że jak przez nią przejdziesz i spełnisz odpowiednie warunki otrzymasz odpust zupełny, te warunki to: Przystąpienie do sakramentu pokuty, przystąpienie do sakramentu Eucharystii, wyznanie wiary (modlitwa Wierzę w Boga) modlitwa w intencji Ojca Świętego i we wszystkich w jego intencjach. No i to tyle :) Nic prostszego :) 0 0 Uważasz, że ktoś się myli? lub
O miłosierdziu możemy gadać i przez dwie godziny. Ale jeśli to są same słowa, a nie ma odniesienia w skutkach, to to jest propaganda religijna - mówi Józef Puciłowski OP. Michał Lewandowski: Kiedyś biskup Ryś wspomniał o tym, że usłyszał od jednego księdza, że on już "rzyga tym miłosierdziem" bo jest go za dużo. Co naprawdę dał nam ten Rok Miłosierdzia? Józef Puciłowski OP: Może najpierw skomentuję to "rzyganie". Uważam, że jak ktoś tak mówi, to jest głupi. Wręcz uważam, że o miłosierdziu było za mało w Kościele. Jestem historykiem i na szczęście lub nieszczęście wiem, jak było w dziejach Kościoła. Jak było? Anatema, ochrzanianie, straszenie. W czasie dzisiejszej mszy powiedziałem krótką homilię, w której wspomniałem o tym, jak Jezus płacze nad Jerozolimą. Nie myślmy jednak o Jerozolimie, ale o Jezusie, który płacze i zapomina o grzechu. To są słowa Bergoglia! Zapomina? Powiedz, że go kochasz, a ci zapomni. Taki to Pan Jezus jest zapominalski. Czyli wciąż za mało o miłosierdziu? Było za mało i jest za mało. To nie pana ani moje zadanie, ale chodzi o to, żeby na nie uczulić. Mamy małżeństwa niesakramentalne w Kościele, mamy ludzi, którzy są ogłupiani przez polityków. To mówmy im o miłosierdziu różnych stron wobec siebie. Myślę, że to by się bardzo przydało. W polityce będzie trudno. To jest żałosne, jak politycy na mszy świętej podają sobie ręce, a opluwają się w mediach. Lepiej, żeby sobie tej ręki nie podawali. Powtarzam. O miłosierdziu za mało było w poprzednich wiekach, za mało było jeszcze niedawno, za mało jest teraz. I tutaj nie chodzi o slogany, bo o miłosierdziu możemy gadać i przez dwie godziny. Ale jeśli to są same słowa, a nie ma odniesienia w skutkach, to jest to propaganda religijna. Wspomniał ojciec o związkach niesakramentalnych. Franciszek pisał o takich przypadkach w adhortacji Amoris Laetitia. Ostatnio czterech kardynałów zarzuciło mu, że jego wypowiedzi są sprzeczne i szerzą zamęt wśród wiernych. Napisali nawet specjalny list. To lęk, że miłosierdzie pójdzie za daleko? Trudno mi wchodzić w umysłowość kardynałów. Tak, ale z ojca perspektywy. Kiedyś, będąc duszpasterzem akademickim w Szczecinie, miałem osiemdziesiąt par niesakramentalnych. Regularnie przychodzili na mszę świętą, regularnie robiliśmy dni skupienia, chcieli częściej nawet, niż ja mogłem, i przystępowali do komunii świętej duchowej, do czego zachęcał w swoim czasie w Familiaris consortio Jan Paweł II. Dostałem za to straszny ochrzan. Ochrzan za komunię duchową? Tak, ale ten ksiądz już się nawrócił, bo wie, że się mylił. Ale pytał mnie: "Jak ojciec im może dawać komunię duchową?". A ja mu na to: "Ksiądz wie, ja na to nie mam wpływu, mogą albo nie przyjmować tak komunię". Skoro sam papież pozwolił. No tak, ale tu chodzi o pragnienie zjednoczenia z Chrystusem. Stawiałem Jezusa w Najświętszej Postaci na ołtarzu i już. To przejaw miłosierdzia? Tak, ale bywało też inaczej. Inaczej? Obscenicznie trochę. Obscenicznie?! Raz zaprosiłem jednego ze świetnych rekolekcjonistów, który mówił kazanie, cały czas chodząc wokół stołu. Chodził, chodził, chodził, w pewnym momencie stanął i powiedział: "Jak nie będziecie chodzić na mszę świętą to wam nogi z dupy powyrywam! Bóg zapłać". Dzień skupienia, rekolekcje dla sakramentalnych. (śmiech) Ale uważam, że to był przejaw miłosierdzia. Czasem trzeba potrząsnąć sumieniami, powiedzieć, że "jesteście w Kościele, Kościół was nie odrzuca". A były czasy, że odrzucał. W jaki sposób odrzucał? Jak wstąpiłem do zakonu, miałem 41 lat. Nie byłem już takim młodym, któremu można byle głupotę wcisnąć. I powiedzieli mi, że do tych mam nie chodzić, bo to są "wiaruśnicy" i mam ich omijać przy okazji kolędy. Nie wiedziałem, kto to jest, więc pytam. I dowiedziałem się, że to są żyjący na wiarę, czyli bez ślubu. Omijał ojciec? Skąd. Jak się pan domyśla, poszedłem do nich i byli bardzo wzruszeni, że ksiądz do nich wstąpił. A jak to wyglądało w historii? Zacznijmy od czasów, na których się trochę znam. Sobór trydencki robi porządki doktrynalne. Nie zajmuje się za bardzo kwestią miłosierdzia, które raczej polega na dyskusji, na dialogu. Przecież Luter chciał rozmawiać, ale to z nim nie chciano. W momencie, kiedy chrześcijaństwo - zwłaszcza Kościół katolicki, chociaż prawosławie też - odzyskiwało siły, majątki, bogactwo, no to: rządzimy, narzucamy. Trudno wtedy mówić o dialogu. Trydent zamknął drzwi Kościoła. Zrobił to w najlepszej wierze i uporządkował wiele spraw. Nie było na przykład tak niemoralnych papieży jak przed nim. Ludzie wiedzieli też, co mają robić. I potem Kościół cały czas się zamykał. Rewolucja francuska? Zamknięcie. Wojny napoleońskie? Zamknięcie. Pochodzę z rodziny protestanckiej. Jak był pogrzeb mojego dziadka, to katoliccy sąsiedzi stali za płotem kościoła, bo to było nabożeństwo kalwińskie, nie wolno było wejść. Jak wtedy mówić o miłosierdziu? Inna sprawa, że ci biedni ludzie tego nie wymyślili, to skądś płynęło. Skąd? W tym przypadku wymyślił to katolicki kler węgierski. Dopiero kiedy potem wszystkim - katolikom, protestantom, zwłaszcza Żydom - było ciężko, to zaczęto o tym myśleć. Dla mnie wyznacznikami w tym są Ewangelia i sobór watykański II. Dlatego sobór napotyka takie sprzeciwy, bo mówi o dialogu, w którym jest miłosierdzie. Proszę sobie przypomnieć wspólną modlitwę Jana Pawła II w Asyżu z muzułmanami, Żydami, hindusami. Czego to jest dowodem? Oni wszyscy wierzą w Boga-miłosierdzie, który schodzi do ludzi. Zdaje się, że niektórzy mają problem z tym, że papież pojechał do Szwecji na obchody 500-lecia reformacji, a prymas jest w komitecie honorowym tego wydarzenia w Polsce. Dlatego trzeba o tym ciągle mówić, o takich gestach. Sobór watykański II też wchodził powoli w krwiobieg Kościoła. Na seminarium magisterskim wraz ze studentami czytaliśmy przedwojenne kazania, które są u nas w bibliotece. Tam zawsze była mowa o heretykach, schizmatykach, masonach i Żydach. Studenci patrzyli i myśleli, że ja jakieś bujdy opowiadam. Kończy się Jubileusz Miłosierdzia. Coś się w nas, w Polsce, przez ubiegły rok zmieniło? Ten Rok Miłosierdzia i mówienie o miłosierdziu uczuliły sumienia. Czyli zmieniło się na lepsze? Proszę pana, zmieniło się na gorsze. Dlaczego? Na skutek rozpolitykowania wszystkich stron. Ale uważam, że dobrze, że był ten Rok Miłosierdzia, bo jak ktoś jest mądry, to będzie się do niego odnosił. Czyli taka przystawka przed daniem głównym. Oczywiście, danie jest na stole, korzystaj. Jak nie skorzystasz, to jesteś głupi. A jak skorzystasz, to dobrze na tym wyjdziesz. Ty i jeszcze otoczenie. Myślę, że coś z tego musi zostać. Na przykład biskup Ryś na naszym terenie pokazuje, że można, że trzeba iść w tym kierunku. To znaczy? Na przykład msza pogrzebowa nad urną Wajdy, co w wielu wzbudziło potworny opór. Nie było to miłosierdzie? Stałem koło ołtarza, przy ambonie ojciec Kłoczkowski. Po drugiej stronie ludzie, którzy niekoniecznie są związani z Kościołem. I co? I dobrze. Usłyszeli dobre kazanie. Nie jest sztuką mówić kazanie do starszych pań, które codziennie chodzą do kościoła, choć tam też przydałoby się mówić o miłosierdziu. Wszędzie o nim trzeba mówić, tyle, że z tego, który mówi, powinno to emanować. Autentyzm? Tak, bo ludzie odczytają, czy głosi pan propagandę z ambony, bo tak pan musi, czy spełnia pan to w życiu codziennym. Także w klasztorze. Jak pan myśli, że tu jest zawsze dużo miłosierdzia, to pan się myli. Bywa różnie. Jesteśmy tylko ludźmi. Według CBOS-u 70% Polaków jest przeciwko przyjmowaniu uchodźców. To też jest autentyczne. Niech pan spojrzy, o ile osób tutaj chodzi. W naszym regionie to ma być czterysta osób. Czterysta osób! Co to jest? Przecież dwie wsie na Podhalu mogą przyjąć taką liczbę. Nie gadajmy głupot. W 1956 roku w ciągu kilku dni z Węgier do Austrii przeszło dwieście tysięcy ludzi. Po stanie wojennym z Polski równie dużo. I oni wszyscy zostali przyjęci. Część wróciła. Część została. No i co z tego? Niestety część węgierskich biskupów również wpisuje się w retorykę straszenia uchodźcami. Padają porównania do okupacji tureckiej i twierdzenia, że kiedyś nas gnębili Turcy, a teraz będą nas gnębić uchodźcy. To wynika ze strachu przed obcymi? Gdybyśmy bali się obcych, to ta jedenastka apostołów dalej by siedziała w tym palestyńskim grajdołku. A wtedy było stokroć gorzej niż dzisiaj. Nie twierdzę, że trzeba przyjmować każdego bez sprawdzania, kim jest. Ale to jest funkcja policji i innych służb w każdym państwie. Ale co, na tych czterystu jest dwustu terrorystów, tak? Nie gadajmy głupot. W czasie ŚDM śpiewaliśmy: "Miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią". Był entuzjazm, dużo radości i kolorów na ulicach Krakowa. Powiedział ojciec przedtem, że mimo tego zmieniło się w Polsce na gorsze. Dlaczego? Myślałem, że po Światowych Dniach Młodzieży, kiedy było normalnie, serdecznie, kiedy nawet biskupi szli w sutannach do kawiarni i nikt się nie gorszył, to tak zostanie. Zmieniło się na gorsze, bo pozostała tylko pamięć o euforii. A do tego atmosfera polityczna w państwie jest fatalna. I to przez ludzi, którzy pokazują się jako chrześcijanie. Tam nie ma nie tylko miłosierdzia, ale nawet kultury bycia. I to jest straszne. Jak ktoś popatrzy na takiego polityka, zobaczy, że chodzi do kościoła, przyjmuje komunię świętą, to musi się zastanowić, skąd w nim tyle nienawiści i kłamstw?! Zawsze mogą odpowiedzieć, że przecież to dzisiaj normalne w polityce. Nie, politycy nie muszą kłamać. Zawsze mogą zrobić jedno - podać się do dymisji. To by dobrze zrobiło ludziom i otoczeniu. Ale czy między ludźmi musi być tak samo? Politycy aż tak bardzo na nas wpływają? To trudne pytanie, bo nie jestem socjologiem, ale proszę sobie przypomnieć Republikę Weimarską, która była takim bałaganiarskim państwem. No i potem ktoś przyszedł i zaczął robić porządek. To bardzo na ludzi wpłynęło. Przypomniał, przez kogo są w takiej trudnej sytuacji i że trzeba ich powoli likwidować. A potem odmówił płacenia reparacji wojennych, które, gdyby nie wojna, państwo niemieckie spłacałoby do lat 80. XX wieku, i wmówił, że to wszystko jest wina żydowskiej międzynarodówki. A kiedy Niemcy się połapali, z kim mają do czynienia, to już mieli rękę w nocniku. W historii tak to działa. Hitler odnowił w nich poczucie godności i dumy. Wszyscy politycy na tym bazują: "my, Polacy!", kojarzy pan? Kojarzę. "Spisek żydowski", "Polska dla Polaków" - bardzo jednoznaczne hasła. Oba wypowiadane przed ks. Jacka Międlara. W Kościele. W Roku Miłosierdzia. Myśli Pan, że nie było tego widać przez pięć czy sześć lat formacji? Uważam, że było. Przykro mi, ale to trzeba powiedzieć głośno: gdzie byli wtedy jego przełożeni? Nie widzieli tego? To jest też sygnał dla nas, też mamy seminarium. Wszyscy możemy się mylić, ale wyciągnijmy potem wnioski z tego. Miejmy miłosierdzie wobec tych ludzi, żeby księża, których do nich posyłamy, nie robili szkody po prostu. Kończy się Jubileusz Miłosierdzia; miłosierdzie jest jednym z głównych tematów w Kościele; miłosierdziu bardzo wiele miejsca, w tym encyklikę, poświęcił św. Jan Paweł II; jesteśmy w Krakowie, mieście z Sanktuarium Miłosierdzia, mieście św. Faustyny Kowalskiej. I w tym państwie coraz głośniejsze są krzyki o Polsce dla Polaków i spisku żydowskim. Jak to jest możliwe? Media w jakiś sposób zawsze wyciągają smaczek z tych rzeczy, ale to nie jest tak, że to było zawsze i tylko teraz jest szczególnie przez nie nagłaśniane. Jedno jest pewne, to świadczy o miałkości tego katolicyzmu. On ciągle nie jest pogłębiony. Przepraszam, ale to nie są dziesiątki ludzi na ulicach, to są setki, a może nawet tysiące w skali kraju. Jakość katolicyzmu polskiego przekazywanego od szkoły podstawowej do duszpasterstw akademickich jest miałka. Jasne, że są dobrzy katecheci, ale generalnie jestem przeciwnikiem religii w szkołach, ponieważ jej skutki widzimy dzisiaj na stadionach w postaci pseudokibiców, którzy urządzają burdy. Nie trzeba szukać daleko, tam jest nasza katolicka młodzież. I wobec nich też mamy być miłosierni i mówić im o miłosierdziu. Jestem głęboko przekonany, że trzeba się z nimi spotykać - wbrew wszystkiemu. Rozmawiać z nimi. Sztuką jest na nich nagadać, tak jak ja w tej chwili, ale to nie jest wyjście. Nie wiem, w jaki sposób, ale do tych ludzi trzeba by dojść. Wykluczanie jest najprostsze i nie ma nic wspólnego z miłosierdziem lub z kulturą. Umywamy ręce jak Piłat. Trzeba starać się z ludźmi myślącymi podobnie jak ks. Międlar rozmawiać, przekonywać ich, pokazywać. "Bić w twarz" to nie jest żadna sztuka. Jak sobie to ojciec wyobraża? Ja, myśląc o dialogu, przypominam sobie jednocześnie pogrzeb "Inki" w bazylice Mariackiej w Gdańsku i członków ONR wykrzykujących pod adresem Lecha Wałęsy: "śmierć wrogom ojczyzny". Odrażające. Jak do nich wyjść? Jak się spotkać, kiedy mam wrażenie, że ich takie spotkanie po prostu nie interesuje. Inna sprawa, że tym mechanizmem posługują się także ludzie z drugiej strony, którzy nie zamierzają w ogóle dialogować z narodowcami. Weźmy ten przypadek, o którym pan wspomina. Tutaj byłaby ważna rola biskupa, arcybiskupa, księdza, który widział takie zachowanie albo który dowiedział się o nim po czasie. Gdybym był arcybiskupem (śmiech), to wydałbym komunikat. Bardzo stanowczy komunikat broniący świętości miejsca, wzywający do pokoju i do dialogu i przepraszający tych, którzy zostali obrażeni. To nie jest żadna wielka sztuka. Potępiamy czyn i wzywamy ludzi do dialogu, żeby to się drugi raz nie powtórzyło. Serdecznie, ale stanowczo. Dodam jeszcze jedno. My, księża, powinniśmy mieć w genach, że na zło reagujemy dobrocią i miłosierdziem. I dlatego potrzebny był Rok Miłosierdzia ogłoszony przez Franciszka? Trudne pytanie, także dlatego, że Franciszek nie jest wieczny. Ale jestem pełen nadziei, że tak zapalone światło, reflektor, którym jest nauczanie Franciszka w tej dziedzinie w i innych, może być teraz chwilowo przygaszone, ale od tego nie ma już odwrotu. Powoływał się pan przedtem na Wojtyłę i jego nauczanie. Udało się to zgasić? Nie. Oczywiście wolę, żeby św. Jan Paweł II był nie tyle cytowany, co żeby jego nauczanie było wcielane w życie. Osobiście boję się, że kiedy Rok Miłosierdzia się skończy, kiedy Brama Miłosierdzia w bazylice św. Piotra zostanie zamknięta, to niektórzy odetchną z ulgą: "chwała Bogu, skończyło się, możemy wrócić do naszych ciepłych zakrystii i duszpasterstw". I obawiam się, że przeciwieństwem miłosierdzia wcale nie jest nienawiść. A co? Bylejakość, obojętność, znudzenie. Jeszcze lenistwo. To jest trochę jak z kolędą, która może być zgarnianiem pieniędzy albo czymś absolutnie fantastycznym - pójściem do ludzi, pogadaniem z nimi. Jestem głęboko przekonany, że na wielu ludziach na świecie, przyszłych księżach i zakonnikach, ten pontyfikat się bardzo silnie odciśnie. Co zrobić, żeby tego miłosierdzia było jednak więcej? Może pana zdziwię, ale ja bym mniej o nim mówił. Mniej? Tak, ale więcej robił. Jak? Wie pan, skąd mamy tyle chrztów w bazylice? Jesteście w samym centrum Krakowa. Tak, ale nie jesteśmy parafią. Pamięta pan, jak mówiłem o związkach niesakramentalnych? Tak. No to u nas chrzcimy ich dzieci. Odbijają się od drzwi parafii, bo nie mają ślubu kościelnego i przychodzą do nas. Trzeba wcielać miłosierdzie w życie. Tutaj jestem akurat optymistą. Poza tym wiara bez uczynków jest martwa. Ojciec jest miłosierny? Wobec kogo? Ogółu i jednostek. Chyba tak. Zaczynam od siebie, idę do lustra, patrzę - fajny. Ja muszę siebie akceptować. Co to znaczy miłosierny? Akceptować siebie, akceptować otoczenie - tu, gdzie się jest. Z ambony łatwiej mówi się o miłosierdziu czy o sprawiedliwości Boga? To, jak się wydaje, zależy od temperamentu. U mnie węgierska krew daje się we znaki i jestem raczej krewki w słowach. Ale jak wychodzę tam na ambonę, to proszę mi wierzyć, kieruję się miłosierdziem. Chociaż może tak tego nie nazywam. Przypomniały mi się słowa ks. Kaczkowskiego, który mówił, że kiedy wychodzi na ambonę, to jest lwem, a kiedy siada do konfesjonału, staje się barankiem. To zależy, co lew ma zamiar robić. (śmiech) Bronić prawd wiary i być kręgosłupem moralnym. Lubię Kaczkowskiego, ale bym się z tym nie zgodził. Powiem panu tak. Kiedyś w czasie mszy świętej w kościele siedział polityk, za którym nie przepadam. Po zakończeniu mszy pytam ojca, z którym odprawialiśmy, dlaczego tak szybko ciągnie mnie do zakrystii. Kiedy powiedział mi, o którego polityka chodziło i zobaczył, jak na to nerwowo zareagowałem, odpowiedział: "właśnie dlatego". (śmiech) Co prawda pewnie nic bym nie powiedział, choć zdarzało się. Na przykład? Inny polityk występował kiedyś w kościele na tle Matki Boskiej. Powiedziałem, że jak się jest politykiem, to uprawia się politykę, a nie szuka się Matki Boskiej. Wracając do tej ambony, to myślę, że czynnik ludzki gra tutaj dużą rolę. Jeden jest flegmatykiem, ja jestem bardziej emocjonalny. I w tę emocjonalność trzeba włożyć życzliwość wobec innych ludzi. Jestem pewien, że w konfesjonale taki jestem, ale zdarza się, że na ambonie jestem barankiem, a w czasie spowiedzi lwem. To jest to, o czym mówiliśmy na początku, o byciu miłosiernym przez pardon, "wyrywanie nóg z dupy"? Ładnie pan to ujął. Józef Puciłowski OP - dominikanin, historyk, historyk Kościoła, opozycjonista w czasach PRL, publicysta. Michał Lewandowski - redaktor publicysta, teolog. Prowadzi autorskiego bloga "teolog na manowcach".
Kluczem jest fragment Ewangelii św. Jana odczytywany zawsze w czytaniach z tej niedzieli (J 20, 19-31). Mowa w nich o ukazaniu się Jezusa Apostołom w pierwszym dniu tygodnia w Wieczerniku, pokazaniu im ran, przekazaniu władzy odpuszczania grzechów oraz o kłopotach Apostoła Tomasza z wiarą w ks. Michał Sopoćko podkreślał, że obraz Jezusa miłosiernego namalowany według wizji św. Faustyny ma oddawać właśnie ów moment ukazania się Zmartwychwstałego w Wieczerniku. Nawiasem mówiąc z tych powodów krytykował obraz Adolfa Hyły jako nieliturgiczny, a bronił pierwszego wizerunku namalowanego w Wilnie przez artystę Eugeniusza Kazimirowskiego. Zostawmy jednak na boku spór o to, który obraz lepiej oddaje wizję św. Faustyny. Faktem jest, że pierwsze publiczne wystawienie pierwszego obrazu miało miejsce w 1935 roku w Ostrej Bramie właśnie w II Niedzielę POLECA DRUGA. Najbardziej niezwykła podróż ku sobie. 34,90 zł Zamów EBOOK Wakacje z Janem Pawłem II 12,90 zł Zamów EBOOK "Więcej aniżeli ci". Rekolekcje wielkanocne. Ideał miłości 24,90 zł Zamów EBOOK Modlitewnik Maryjny. ”Powierz się Matce!” 9,90 zł Zamów EBOOK Jutro Niedziela ROK C 39,90 zł Zamów EBOOK Nawykownik Biblijny 4,90 zł Zamów EBOOK Męski Modlitewnik 24,90 zł Zamów EBOOK Modlitewnik Weź i się módl 17,90 zł Zamów EBOOK Modlitwy na adorację krzyża 4,90 zł Zamów Siła nadziei - Joachim Badeni OP 17,90 zł Zamów 30 SCEN Z ŻYCIA MARYI - ANETA LIBERACKA KSIĄŻKA 14,90 zł Zamów Najprościej i najkrócej można powiedzieć, że tak chciał sam Jezus, który „sekretarce” Bożego Miłosierdzia powiedział: „Pragnę, ażeby pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem Miłosierdzia” (Dzienniczek 299). Ale jakie jest powiązanie kazania się Jezusa Zmartwychwstałego w Wieczerniku z tajemnicą Bożego Miłosierdzia? Na pierwszy rzut oka nie widać tego związku, ale spróbujmy poukładać pewne fakty po – ruch w dół i w góręJezus mówi do Siostry Faustyny: „Powiedz, że miłosierdzie jest największym przymiotem Boga. Wszystkie dzieła rąk moich są ukoronowaniem miłosierdzia” (Dzienniczek, 301). Pojawia się pytanie, czym właściwie jest miłosierdzie i czym różni się ono od miłości. Św. Jan pisze „Bóg jest miłością” (1 J 4,8). Można powiedzieć, że miłosierdzie jest wyjątkowym, najpiękniejszym obliczem Bożej miłości. Jest ono Bożą odpowiedzią na tajemnicę zła, śmierci i grzechu. Prościej, jest to miłość wobec słabych, dotkniętych złem, grzechem, chorobą, samotnością, rozpaczą, ma sobie podwójny dynamizm: ruch w dół i w górę. Pierwszy jest ruch w dół – zejście na poziom ludzkiego bólu, grzechu, samotności, choroby, śmierci. Drugi jest ruch w górę, czyli wydobywanie nieszczęśnika z dołka, podnoszenie z upadku, przywracanie do życia przez przebaczenie, równieżBiblia pokazuje tę dwoistą aktywność miłosierdzia w wielu obrazach. Dobry Pasterz wyrusza na poszukiwanie zagubionej owcy, następnie przyprowadza ją do stada. Samarytanin pochyla się nad ofiarą napadu, a następnie leczy jej rany, zawozi do TAKŻE: 7 odsłon Bożego Miłosierdzia w BibliiCo to jest miłość miłosierna?Ten podwójny ruch miłosierdzia Bożego widać w osobie Jezusa, w całej jego misji, ale najpełniej w krzyżu i zmartwychwstaniu, czyli Jego to ogołocenie, uniżenie, zejście Boga w ludzkiej postaci na samo dno ludzkiego bólu, samotności, ciemności. „Zstąpił do piekieł” – mówimy w credo, czyli wszedł w rzeczywistość ludzkiej śmierci. Jan Paweł II pisze: „Krzyż stanowi najgłębsze pochylenie się Bóstwa nad człowiekiem… Krzyż stanowi jakby dotknięcie odwieczną miłością najboleśniejszych ran ziemskiej egzystencji człowieka”. Dlatego w koronce powtarzamy: „Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i całego świata”. „Dla” – czyli „z powodu”, „ze względu na”.Krzyż jest jednak tylko pierwszym etapem aktywności Bożego miłosierdzia. Drugim jest powstanie z martwych. Jezus po to wchodzi do mrocznej krainy śmierci, by nas z niej wybawić, czyli pociągnąć w górę ku życiu, ku pochyla się nie tylko, by współczuć, by towarzyszyć w ciemności. Ono wyprowadza z mroku do światła, ze śmierci ku życiu, bierze na ręce i przyprowadza do wspólnoty miłość Boga okazuje się potężniejsza niż nienawiść, grzech i śmierć. „Wykonało się!” – te słowa zwiastują już na krzyżu zwycięstwo Bożego miłosierdzia.„Pokazał im ręce i bok”Wróćmy teraz do Wieczernika. Zmartwychwstały Jezus ukazuje się jako ten, który właśnie odbył paschalną drogę, dokonał największego dzieła Bożego miłosierdzia. Przynosi uczniom owoce tego czynu. Daje im pokój i przekazuje moc odpuszczania grzechów. „Weźmijcie Ducha Świętego!” – Duch Święty to owa miłosierna miłość Boga, która przeprowadziła Jezusa ze śmierci do życia. Ta sama moc miłosierdzia będzie odtąd obecna we wspólnocie Kościoła, w sakramentach. Teraz uczniowie Pana mają dawać ją światu, leczyć nią ludzi, wydobywać ich z niewoli „pokazał im ręce i bok”, czyli swoje rany. Wątpiącemu Tomaszowi kazał nawet dotknąć ran. Mówi tym gestem: „Moja miłość jest silniejsza niż wszelkie zło, wszystko przetrzyma. Wasze zranienia ranią i Mnie. To, co was najbardziej boli, dotyczy Mnie. Jestem w samym środku waszego cierpienia. Dlatego w moich ranach jest wasze uzdrowienie, przebaczenie, życie. Te rany są zdrojem miłosierdzia, które nieustannie rozlewa się na cały świat!”.„Ofiaruj mi nędzę i niemoc swoją, a ucieszysz serce moje”„Miejscem”, gdzie łaska Bożego Miłosierdzia dotyka nas i leczy są sakramenty, a zwłaszcza chrzest i jako dzieci nie bardzo rozumiemy, że chrzest jest sakramentem odpuszczenia grzechów. Ale każda spowiedź jest w gruncie rzeczy odnowieniem łaski chrztu. Jezus może powtórzyć każdemu z nas, to co powiedział do św. Faustyny: „Jestem dla ciebie miłosierdziem samym, przeto proszę cię, ofiaruj mi nędzę i tę niemoc swoją, a ucieszysz tym serce moje”. Czy nie tak dzieje się zawsze, gdy klękamy przy konfesjonale?Osobiście z Niedzielą Miłosierdzia kojarzy mi się wiersz ks. Jana Twardowskiego. Usłyszałem go kiedyś od innego księdza, który mówił z ambony, a ja siedziałem w konfesjonale. Spowiadałem innych, ale ciążyły mi strasznie własne grzechy. Ja, wątpiący Tomasz, usłyszałem wtedy odpowiedź z Góry:„Święty Tomaszu niewiernyze mną było inaczejOn sam mnie dotknąłwłożył dłonie w grzechu mego ranybym uwierzył że grzeszę i jestem kochanyBóg grzechu nie pomniejsza ale go wybaczyza trudnei po co tłumaczyć”(„Wybaczyć).
brama miłosierdzia co to jest